WomanMagazine.pl
Kobiety Zwyczajne – Niezwyczajne: felieton Joanny Mazurek
WomanMagazineDzisiaj w ramach akcji „Kobiety Zwyczajne – Niezwyczajne” zapraszamy Was do inspirującego felietonu Joanny Mazurek. Jej przyjaciele wskazują na jej społeczne zacięcie i ogromne serce do tego, by kobiety nareszcie zaczęły wykorzystywać pełnię swoich możliwości.
Zostałam zgłoszona do akcji "Zwyczajne – Niezwyczajne".
Dobra, że zwyczajna to OK, z tym nie mam problemu, ale jak udowodnić światu, a przede wszystkim SOBIE niezwyczajność?
Wiem, większość z nas tak ma – u kogoś widzimy cały bukiet pięknych zalet, ale że u siebie?
Kiedyś z koleżankami przy okazji babskiego wieczoru, zakrapianego, a i owszem trunkiem wszelakim, wymyśliłyśmy zabawę – wymień pięć swoich zalet, powiedz co w sobie lubisz, zarówno wewnętrznie, jaki zewnętrznie, całkowicie subiektywnie i bez ograniczeń. I spośród siedmiu zżytych ze sobą, mówiących sobie nie tak intymne rzeczy, fajnych, atrakcyjnych, oczytanych i dojrzałych babek, tylko jedna była w stanie zrobić to na wydechu! Dosłownie jedna z nas wymieniła na jednym wydechu pięć swoich cech, które szczególnie u siebie uwielbia. Szczególnie — podkreślam, bo generalnie uwielbia siebie całą. Reszta, hasła takie jak: „mam niezłe nogi, fajny tyłek, ładne dłonie, jestem wrażliwa na innych, czy umiem słuchać,” rodziła w bólach adekwatnych do rodzenia kamienia nerkowego, a nie do mówienia miłych rzeczy o sobie samej. Po chwili – niesione tym trunkiem wszelakim – popłynęłyśmy dalej. Otóż, każda miała powiedzieć pięć dobrych rzeczy o każdej. I okazało się, że z tym nie mamy żadnego problemu, że u innych łatwo dostrzegamy to, czego u siebie nie umiemy, że każda z nas usłyszała: „jesteś super organizatorem”, „ty nie masz celulitu”, „pięknie wychodzisz na zdjęciach”, „masz bardzo ładny uśmiech”, „masz piękne, kobiece kształty” — zapisywałam, więc cytuję.
Oczywiście, nasze nastawienie do siebie samych bardzo zależy od tego, na jaki dzień trafi, bo przy sprzyjających okolicznościach przyrody, odpowiedniej fazie cyklu miesiączkowego, ładnej pogodzie i braku wybuchów na Słońcu, coś tam może wydukamy. Ale prawdziwym sprawdzianem jest to, co my o sobie myślimy w momencie wyzwania i ewentualnej porażki. Bo pewność siebie i wiara w siebie jest jak zbroja, która sprawdza się w boju, a nie przy hotelowym basenie, na babskim wyjeździe na Teneryfę. Pytanie czy nowe wyzwanie nas paraliżuje, czy uskrzydla, a może coś pomiędzy, ale jednak w to wchodzimy, pytanie czy porażkę traktujemy jak koniec świata i powód do rozpoczęcia procesu samobiczowania prowadzącego do wewnętrznego unicestwienia, czy też jako naturalny element rozwoju. Czy potrafimy wstać, otrzepać pióra i powiedzieć: „No dobra kochana, czas na wnioski”.
W ubiegłym roku moja mądra, inteligenta i wrażliwa córka kończyła gimnazjum. Była wielka pompa, przemówienia, wzruszenia, łzy i kwiaty oraz ogólne poczucie, że nie — ta szkoła w sumie aż taka zła nie była. Większość, a nawet przytłaczającą większość nagród i to we wszystkich dziedzinach — naukowych, sportowych, społecznych zdobyły dziewczyny deklasując całkowicie chłopaków, którzy naprawdę wyglądali przy nich jak pazie królowych (i nie mam na myśli pięknych motyli;)). I gdy tak patrzyłam na buchającą od tych dziewczyn świeżość, pewność siebie, pewność swojej rozkwitającej kobiecości, mądrości i wrażliwości, to zastanawiałam się — co się z nami, kobietami później dzieje? Gdzie my znikamy? Co się dzieje z tymi skrzydłami, które widziałam u tych dziewczyn? Kto nam je wyrzyna i to przy samych korzonkach?
Gdzie się gubią nasze potencjały, pęd do wiedzy, chęć poznawania świata, otwarte głowy i serca? Gdzie później jesteśmy? Odbijamy się o szklane sufity w korporacjach albo umęczone pieluchami i skupione na dzieciach rezygnujemy z siebie i swoich ambicji, ponieważ bardzo, ale to bardzo trudno jest pogodzić jedno z drugim. A macierzyństwo, szczególnie to wczesne, jest zazwyczaj takim okresem w życiu kobiety, kiedy priorytet jest jasno określony, a w dodatku podtrzymywany i podbudowywany przez system społeczny.
Tak, uważam że świat byłby lepszy, gdyby kobiety uwierzyły w swoją siłę, ale w siłę wynikającą z mądrości i edukacji. Tak, dla mojej córki, przyszłej synowej, dla córek moich koleżanek chciałabym świata, w którym kobieta będzie mogła iść tam, dokąd ona sama będzie chciała i drogą, którą ona sama sobie wybierze, żeby te dziewczyny wierzyły w swoją moc sprawczą, żeby wierzyły w to, że "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu", żeby wiedziały, że ich wartość jest w środku, a nie na zewnątrz, chociaż bardzo fajnie jest być kobietą i kochać swoją fizyczność. I chciałabym, żeby kiedyś, jak ktoś je zgłosi do akcji „Nadzwyczajne” nie miały wątpliwości, że takie właśnie są i żeby były jak ta koleżanka, która jako jedyna wymieniła bez skrępowania pięć swoich zalet. Ale czy jest w związku z tym coś, co my – kobiety dojrzałe możemy dla nich zrobić?
Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w Nowym Jorku — mieście jak wiadomo wyjątkowym, ale wyjątkowym dopiero wówczas, kiedy podniesie się głowę do góry, bo pod nogami zwykły, brudny, zaśmiecony, szary chodnik, zadeptany milionami śpieszących się donikąd stóp.
I to, co my możemy dla naszych dziewczyn zrobić, to powiedzieć — podnieś głowę! Patrz i mierz wysoko, bo tam jest pięknie i wyjątkowo, bo tam poczujesz wolność! Stabilny i równy chodnik jest potrzebny, ale nie po to, żeby liczyć płyty chodnikowe, tylko po to, żeby patrząc w górę nie potknąć się.
I potraktujmy ten chodnik jako bazę, którą im dajemy — edukacji, bezpieczeństwa, pewności naszych uczuć i akceptacji, ale mówmy im — idź przez życie patrząc w górę, bo tam są pasje, emocje, spełnienie i wolność.