Okazuje się, że nasze jedzenie może czekać odmienny od „śmietnikowego” los – mogą trafić do jadłodzielni i smacznie posłużyć komuś innemu.
„Foodsharing”, czyli dziel się jedzeniem
Jadłodzielnie to polska nazwa niemieckiej inicjatywy – „foodsharing”. Teraz to już ruch międzynarodowy, ale początkowo rozwijał się głównie w Niemczech. Za inicjatora „foodsharingu” uważa się Raphaela Fallmera, który podczas bezgotówkowej podróży z Niderlandów do Meksyku, wpadł na pomysł stworzenia po powrocie społeczności, która będzie wymieniać się jedzeniem. Idea trafiła na podatny grunt.
W tym momencie, niemiecki „foodsharing” działa zarówno w świecie wirtualnym, jak i w realnym. Istnieje serwis internetowy, który „kojarzy” osoby, które chcą oddać jedzenie i te, które mają chęć je przyjąć. Także w niemieckiej przestrzeni publicznej znajdują się specjalnie przygotowane i oznaczone miejsca, w których można zostawić produkty spożywcze, jak i je sobie wziąć. Nikt nie sprawdza dowodów, statusu społecznego itd. Uczestniczenie w „foodsharingu” jest dobrowolne i dostępne dla wszystkich. Punktami opiekują się wolontariusze.
Istnieją oczywiście zasady dotyczące oddawanego jedzenia, choć najważniejsza jest jedna: „nie oddawaj tego, czego sam byś nie zjadł”. Do lodówek, na półki i wprost do ludzi, trafiają wiec zarówno całe dania (ugotowane w zbyt dużych ilościach, których dana rodzina nie jest w stanie skonsumować), nietrafione zakupy, a także nadwyżki owoców, warzyw i wszystkich innych produktów nadających się do spożycia. Nie wolno zostawiać w lodówkach surowego mięsa i potraw przygotowanych z użyciem surowych jajek.
Polskie jadłodzielnie
Takie same zasady obowiązują w polskich jadłodzielniach. Wprawdzie pomysł został przeszczepiony na nasz grunt dopiero w zeszłym roku, ale już w większych miastach w Polsce działają pierwsze jadłodzielnie; otwierane są następne, a także kolejne miasta przystępują do inicjatywy. Jadłodzielnia to rozwiązanie idealne dla każdego, kto po prostu chce podzielić się swoimi nadwyżkami spożywczymi – zarówno oryginalnie zapakowanymi, własnoręcznie przygotowanymi, a także warzywami czy owocami (ze sklepu lub własnego ogródka).
Idea dzielenia się jedzeniem nie jest ekstrawagancją, nie jest nowym zjawiskiem, nie stanowi niczego odkrywczego. Od lat pojawiają się mniej lub bardziej formalne i zorganizowane inicjatywy, które mają podobne cele – zapobiegać marnowaniu się żywności poprzez podzielenie się nią z innymi ludźmi. W szkołach powstają półeczki wymiany kanapek uczniowskich, na osiedlach – półki na dzielenie się żywnością dla wszystkich mieszkańców. Prężnie działają polskie Banki Żywności, koordynując całą rzeszę innych i komercyjnych i całkowicie oddolnych inicjatyw. Popularne jest także darmowe wydawanie ciepłych posiłków na ulicach i większych i mniejszych polskich miast.
W Polsce co roku marnuje się ok. 9 ton jedzenia. W tym rankingu jesteśmy w europejskiej czołówce. Jednocześnie prawie 3 miliony Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, a ponad pół miliona dzieci jest głodnych lub niedożywionych (GUS, PCK). Czy foodsharing jest receptą na głód? Na pewno nie idealną i z pewnością nie jedyną. Jednak dzięki rozprzestrzenianiu się tej idei, zmienia się świadomość społeczna na temat marnotrawienia jedzenia i rośnie dobroczynność, a to już bardzo, bardzo dużo.
Czy i Wy byłybyście w stanie otworzyć potrzebującym nie tylko swoje serca, ale i swoje lodówki..?