WomanMagazine.pl

Podróże po literaturze z Marcinem Koziołem

Niektórzy mówią, że jego „Detektywi na kółkach” to taki Dan Brown dla młodzieży, tylko że mniej przewidywalny. Pisarz z miejscem w kanonie lektur, pasjonat podróżowania, który tańczył przed samą królową Elżbietą II! Dziś Marcin Kozioł opowiada nam o swoich pasjach i zdradza, co go inspiruje przy tworzeniu literatury.

Standard Post with Image

Jest Pan pisarzem dla dzieci i młodzieży. Oprócz tego prowadzi Pan szkolenia z e-marketingu, oferuje usługi managerskie i doradcze. Jak łączy Pan tak różne, wydawałoby się, dziedziny? Jak wygląda Pana praca na co dzień?

W każdej z tych dziedzin jestem twórcą. To wspólny mianownik. Kiedy piszę nową książkę, wymyślam bohaterów i historię, na koniec dopilnowuję szczegółów – dbam o właściwą oprawę graficzną, obróbkę fotografii, dobór papieru. Tak samo jest w przypadku produktów internetowych. Uczestniczę w wymyślaniu koncepcji produktu, a potem w procesie tworzenia. Tu znowu klucz do sukcesu tkwi w szczegółach. Poza tym i o książce, i o produkcie internetowym trzeba umieć opowiadać, spotykać się z ludźmi, zachęcać do korzystania z nich lub współtworzenia. Kolejne podobieństwa. A szkolenia? Zdarza się, że jednego dnia prowadzę szkolenia z e-marketingu, a następnego dnia warsztaty dla dzieci w szkole.

Dzieci i młodzież to bardzo wymagający czytelnicy. Czy łatwo jest dla nich pisać, wczuć się w ich sposób myślenia? Jak zbiera Pan inspiracje do tworzenia nowych historii?

Zgadzam się, że to bardzo wymagający odbiorca. Nie wybaczy dłużyzn, od razu wypunktuje nieścisłości. Może nie dać autorowi drugiej szansy i bezpowrotnie odłoży książkę. Współczesne dzieci i młodzież mają tak wiele różnych bodźców, że trzeba nieźle natrudzić się, by skutecznie z nimi konkurować. Eksperymentuję. Cieszę się, że udaje mi się do nich dotrzeć. W serii Detektywi na kółkach rozpoczynającej się książką Skrzynia Władcy Piorunów, która jest lekturą uzupełniającą dla klas 4-6 szkoły podstawowej, łączę detektywistyczną współczesną opowieść z biografiami niezwykłych ludzi, na przykład wynalazcy Nikoli Tesli. Fakty z ich życia czasami wydają się bardziej nieprawdopodobne od wymyślonych przygód głównych bohaterów. To intryguje. Na dodatek bohaterowie muszą wykazać się umiejętnością łamania przeróżnych szyfrów, a czytelnik uczy się tej sztuki razem z postaciami z książki.

Jak zrodził się pomysł pisania właśnie dla dzieci i młodzieży? Co jest tak wyjątkowego w tej literaturze?

Uwielbiam literaturę dla dzieci. Czytam ją namiętnie. Chętniej niż książki „dla dorosłych”. Są w tych książkach przygody i pozytywne wartości. Przy takich książkach odpoczywam. Kilka lat temu zastanawiałem się, czego naprawdę pragnę. Najpierw wyruszyłem w długą podróż po Indiach, a po powrocie postanowiłem napisać książkę. Napisałem pierwsze zdanie i już wiedziałem, że będzie to książka dla dzieci. Starszych dzieci. Może nawet takich jak ja. Bo ja nadal czuję, że ocaliłem w sobie dziecko i jestem z tego dumny. Choć ta książka powstała po powrocie z podróży, wcale nie była podróżniczą…

Czy ma Pan swoich ulubionych pisarzy dla dzieci, młodzieży, jak również dla dorosłych? Czy jest ktoś, kto jest dla Pana wzorem twórczym?

Wychowałem się na książkach Alfreda Szklarskiego. Moja babcia miała cudowny tapczan, a w nim skarbnicę książek. Ileż ich tam było! Wśród nich wszystkie tomy przygód podróżniczych Tomka Wilmowskiego. Wspomniałem już, że również piszę książki podróżnicze. Seria Wombat Maksymilian przedstawia niezwykłe przygody małego torbacza z Australii, który wyruszył w świat. I trafił do Bhutanu, potem Nepalu, w końcu – to trzecia część, którą właśnie kończę pisać – do Chin. To książki podróżnicze i interaktywne. Dzięki aplikacji lub stronie internetowej i ukrytym w książce znacznikom czytelnik może przenieść się w miejsce akcji albo zobaczyć dodatkowe filmy, mapy i inne dodatki multimedialne. Książki z tej serii mają wspaniałe ilustracje Mariusza Andryszczyka, autora ilustracji między innymi do Rutki Joanny Fabickiej i Lolka Adama Wajraka, a przygody ilustrują też dziesiątki zdjęć z moich podróży. Tu sięgam do tradycji, do mojego ulubionego Szklarskiego, ale też po nowoczesne środki wyrazu. Nawet mam też przypisy, jak u Szklarskiego, tyle że mają one zupełnie inną formę graficzną i często przyjmują też formę dodatków multimedialnych. A z pisarzy dla dorosłych? Lubię literaturę popularnonaukową. I tu sięgam po wielu różnych autorów, a szczególnie lubię Mary Roach. Ale też lubię przygody i zagadki, takie jak u Dana Browna. Zaraz przeczytam jego najnowszą powieść. I nawet nie przeszkadza mi tak bardzo, że użyje raz jeszcze wypróbowanych wcześniej przez siebie schematów… Niektórzy mówią, że moi Detektywi na kółkach to taki Dan Brown, tyle że dla młodzieży i mniej przewidywalny. Jeżeli tak jest, to bardzo mi to schlebia.

Pana powieść Skrzynia Władcy Piorunów jest obecnie lekturą uzupełniającą dla klas IV–VI. Czy spotyka się Pan bezpośrednio ze swoimi czytelnikami? Jeśli tak, jakie są reakcje najmłodszych, jak oni odbierają tę literaturę?

Bardzo często spotykam się w szkołach, czasami w bibliotekach z uczniami. Myślę, że dobrze się bawimy. I oni, i ja. Robimy eksperymenty naukowe. Rozmawiamy o wynalazkach. Poznają też postaci, których życie – dzięki ich pasjom – było niezwykłe. W niektóre rzeczy trudno im uwierzyć. Dają się wciągnąć w świat tych postaci, a zarazem nauki, wiedzy… To cieszy.

Nie każdy ma okazję wystąpić przed królową Elżbietą II. Proszę opowiedzieć, jak do tego doszło w Pana przypadku. Jakie znaczenie miało dla Pana to wydarzenie? ;)

To było dwadzieścia lat temu. Jako nastolatek i autor kilku książek otrzymałem stypendium i kończyłem szkołę średnią w Szkocji. Tak się złożyło, że była to bardzo prestiżowa szkoła Gordonstoun. Do szkoły tej chodził książę Filip, mąż królowej, książę Karol i jego bracia, a także wnuczęta królowej. Na zajęciach z biznesu byłem w jednej grupie z Peterem, najstarszym wnukiem Elżbiety II. Królowa z mężem przyjechała odwiedzić uczniów szkoły i swoje wnuki. Ja oprócz biznesu i informatyki, uczyłem się między innymi dramatu i mój departament wytypował mnie i kilku innych uczniów do występu przed Królową. Skończyło się zabawnie, bo ktoś tak wypastował podłogę, że… długa historia. Grunt, że utrzymałem równowagę i nie wpadłem w objęcia Jej Królewskiej Mości. To by się mogło skończyć skandalem. Naprawdę miłe wspomnienie sprzed lat. To nie miało wielkiego znaczenia, ale edukacja w tamtej szkole wiele w moim życiu zmieniła. To była szkoła samodzielności. Ale też szkoła współpracy z innymi. I wspólnego tworzenia. 

Jest Pan również zapalonym podróżnikiem z aparatem fotograficznym… Które z nich wspomina Pan z największym sentymentem?

Wspominałem już o podróżach Wombata Maksymiliana. Na swój sposób to moja autobiografia podróżnicza, tyle że o swoim przygodach opowiadam poprzez sympatyczne zwierzę. I te podróże do Bhutanu, Nepalu czy Chin były niewątpliwie dla mnie ważne. Byłem już w ponad 50 krajach. Od niedawna podróżuję konno. Kilka miesięcy temu byłem na rajdzie w Gruzji. Wspinaliśmy się konno po Małym Kaukazie, galopowaliśmy przy granicy z Azerbejdżanem. Tę podróż teraz wspominam szczególnie mocno, bo to była pierwsza podróż nie tyle z plecakiem, co z sakwami przyczepianymi do siodła. Już planuję kolejną podobną wyprawę. Być może będzie to Mongolia, a może Armenia. To moja nowa pasja. I kto wie, może zaowocuje jakąś książką.

Tego Panu życzymy! Serdecznie dziękujemy za bardzo inspirującą rozmowę. Mamy nadzieję, że nie ostatnią :)